czwartek, 11 marca 2010

Usprawiedliwienie

Przednówek się u mnie rozpoczął znienacka
Brak zleceń , brak kasy, rachunków po gardło.
Więc gdzieś mi zniknęła wena zawadiacka
Niepokój okrutny o ziemię mną targnął…


Dlatego na wierszyk czekajcie troszeczkę
Bo sprawy zajmują mnie strasznie przyziemne
Jest czas i na kasę jest czas na bajeczkę
Przygniotło mnie troszkę to prawo niezmienne.


Bo jak tu w spokoju siąść przy komputerze
Gdy zamiast pomysłów - niepokój i trema
Że przyjdzie komornik , komputer zabierze
I na rolce z WC skończę swój poemat?

Roboty drogowe

O robotach zapis
dzisiaj jest bo wiecie
coraz więcej takich
kręci się po świecie
Na ten przykład u mnie
przy mym domu zaraz
Łażą sobie tłumnie
No i jest ambaras...
...i kłopoty nowe
z tymi robotami:
Roboty drogowe.
Rządzą ulicami!

Człowiek sobie jedzie
autkiem uciułanym
śpiesząc się bo wiedzie
żywot spracowany
A tu robot stoi
na drodze z lizakiem
Wstrzymać się nnie boi
ruchu - draństwo takie.

I stoisz jak osioł
w koreczku minuty
a szef robi kocioł !
Więc czekasz jak struty.
A z przeciwka środkiem
pruje ciężarówa
idiotką - idiotkiem
kto się nie usuwa !
Robot w środku śpiewa
Diody mu się śmieją
i z pogardą ziewa !
mali przed nim wieją !

Korek ruszył potem
a ja obserwuję
Jak to być robotem
i jak się pracuje:

Jeden leży w rowie.
Może przeoliwił
tranzystory w głowie?
Nie będę się dziwił...
Jeden kopie dziurę
siedmiu obserwuje!
Jeden zerka w rurę
Ależ się pracuje !
Trzech kanapki wciąga
Dwóch ze sklepu wraca
Jeden but naciąga
Ależ wre ta praca.

I tak kraj nasz stoi
wielką robotyką!
Remontów? Rozboi!
,,Na traktach wciąż dziko"

Grypowy walczyk

Leżę sobie w łóżeczku,
I pocę się jak ta świnka,
pastylki jem po troszeczku,
życia się tli we mnie krzynka.

Nogi mnie ciągną i muszę
przyznać wam moi kochani
że co się tylko poruszę
to całe śniadanie na nic.

A w internecie od wielu
dni jest straszenia porcyjka
Więc pytam się w jakim celu
te liczby i histeryjka ?

No już mi bardzo pomoże
wieść że ktoś zszedł był na grypę
Zaraz się widzi w kolorze
szpitalik, kondukt i stypę.

Wy dzisiaj - strachu mistrzowie
nie macie nic z poczciwości
by jeszcze zasiać mi w głowie
wasze pismarskie mądrości?

Czy nikt wam tego nie zdradził:
Gdy dobre samopoczucie
łatwiej jest sobie poradzić
z choroby łatwiej jest uciec.

Spokoju mi trzeba! Herbatki!
I soku z malin z cytryną
Nie waszej newsowej gatki
-ptasiej mieszanki z świniną.

Niech już tam Pan Bóg wyznaczy
Kiedy mi zejść z tego świata
A nie jakiś tłum zastraszaczy
co robi ze mnie wariata.

Jeśli was grypka dopadnie
czego nie życzę wam mili
to nie czytajcie dokłanie
coście w temacie stworzyli

Limeryk dla pana B

Pewien Doktor z Poznania
biedził się nie do wytrzymania
w kwestii swojego nauczania.
( choć to nie był Poznań tylko Komorniki -
rym przy komornikach ma kiepskie wyniki.)
Gdy nauczył się dokładnie
zdał egzamin przykładnie
Wszyscy pomyśleli: odpocznie chłopina.
Lecz ja myślę – długo nie wytrzyma
w kwestii kolejnego zadania
do nauczenia i wykonani
Ten doktor z Poznania.

Jesień

Przed chwilą właśnie w telewizorze,
pan jakiś zdrowo uśmiechnięty
Rzekł że już mroźno jest na dworze,
na co nie jestem obojętny.
Znowu wytaszczyć trzeba ze strychu
Palto i szalik i rękawiczki
Ciepłą bieliznę ubrać po cichu
I trochę grubsze włożyć trzewiczki.
Znów obrzydliwie wiatrem zadmucha
I znów paskudnie zasiąpi deszczem
W kościach mnie złamie, jak to starucha
Katar zawita z gorączką, z dreszczem.
No może czasem liść kolorowy
i nitka w słońcu ,,babiego lata"...
Ale to tylko stan jest przejsciowy
Bo potem plucha, bo potem katar

Czemu więc wciaż o jesieni bredzę?
Czemu o deszczu, łamaniu kości?
Bo z tego co w telewizji śledzę.
Była to lepsza z wiadomości.

Ramki

Gdyby mi lekarz zadał pytanie
jak się pan czuje, mój drogi panie ?
to z marszu odpowiem – Panie doktorze

jest problem …



lecz pan mi pomóc dzisiaj nie może
To sprawa kiepska panie kochany
ja się od dziecka nie mieszczę w ramy.
To się zaczęło już od malucha
Chce Pan posłuchać ? To niech pan słucha.
Pierwszą mi ramką tatko chciał dopiec
Była z podpisem – uroczy chłopiec
Grzywka, krawacik, kancik, kaszkiecik
,,Bo masz być słodszy od reszty dzieci”
I choć się bardzo starał przez lata
i mnie przebierał wciąż za wariata,
zmartwiłem tatkę wkrótce szalenie
Czując do ubrań tych obrzydzenie

Wyciekłem z ramki …

Do szkoły posłał mnie dobry rodzic
bo trzeba przecież do szkoły chodzić
I siedzieć w tej szkole przez godzin wiele
Słuchać co mówią nauczyciele
Już po miesiącu tego siedzenia
Łatkę dostałem strasznego lenia
Bo choć me ciało siedziało w ławce
Dusza gdzieś w lesie … Tomek gdzieś w trawce…

Wyciekłem z ramki…

Do pracy jako już duży ruszam
A tu mnie prezes grzecznie przymusza
Że dobro firmy i że minima
No to mi rzednie troszeczkę mina
Że szef ma rację choć bzdury truje
Znów pomyślałem … coś nie pasuję

Wyciekłem z ramki …

I tak przez życie w pracy i w poza
wciąż mi się w ramkach nie trzyma poza
Wyciekam z przodu wyciekam z boku
Tym co chcą ze mną mieć święty spokój
No bo co palnę albo coś powiem
albo mi myśli łażą po głowie
niepolityczne i niepoprawne
niegrzeczne, smutne lub za zabawne.

Wyciekam z ramek…

Pewnie tak będzie już do ostatka
bo żadna ramka bo żadna kratka
nie są mnie w stanie w siebie wpasować
nie da się Tomka nadal wychować…
Wszyscy się śmieją gdy czas jest płakać?
Ja się nie śmieję – przywara taka
Wszyscy się smucą gdy czas radości
Ja się nie smucę co innych złości

Wyciekam z ramek…



Zawsze wywalę jak coś mnie boli
i się nie pytam czy ktoś pozwoli
powiedzieć w koło niezmiernie szczerze
czego nie lubię oraz w co wierzę
Więc niepoprawność wysokich lotów
W życiu przysparza mi wciąż kłopotów.



Wycieknę …wytrą …
skrzydełka przytną
i myślą… wreszcie !
Cieszcie się, cieszcie!
Znowu wyciekam…
Znowu uciekam.

Wakacyjny amok

Zawyły motory, zaryczały Quady.
Wakacje kochani ! Na to nie ma rady!
Mkną po drogach auta, śmigają motory
bo do wypoczynku lud nasz bardzo skory
A każdy kierowca mknie jak błyskawica
nie straszna mu szybkość, nie straszna kostnica.
Ile da fabryka, wcisnąć gaz do dechy
byle szybciej zacząć wakacji uciechy.


W lesie płonie ogień, lecz to nie harcerze
wiec się kryje w kniei, co sprytniejsze zwierzę
Przy ognisku w koło zasiadły dzieciaki
co piwo wypiją puszka leci w krzaki
Posiedzą, powrzeszczą, narobią hałasu
cud będzie prawdziwy, gdy nie spalą lasu.

Jezioro czy stawek byle tylko woda
szybki skok na główkę ! Sprawdzać wcześniej szkoda.
Wrzucić w toń kolegę , bo zasnął po secie!
czyż to nie zabawne? Zabawne no przecież !
Jeszcze psa wykąpać – niech wystraszy dzieci
no i nie zapomnieć w krzaki wrzucić śmieci

Na plażach eventy - ryczą już głośniki
bo to ,,dzikie plaże” i lud na nich dziki.
Dyskoteka w nocy, gawiedź rozhulana
będzie karaoke do białego rana.
Leża w piasku pety, kupy i pijacy
letni biznes górą ! Zabawa jest cacy!


Byle głośniej ! Mocniej ! Wrzask się w niebo niesie !
byle tylko szybko zapomnieć o stresie !
O szefie sadyście i o nudnej pracy
więc szaleją wokoło radośni rodacy
I ,,kultura” wzrasta, nikt się nie hamuje
lecą w koło k……. lecą w koło h……


I w wakacje co roku kraj nasz jest w kłopotach
bo się szerzy w koło, jak wirus, głupota.
I bezmyślność straszna wokoło się szerzy
wakacyjny amok – trudno w to uwierzyć.
Może nasz rozsądek pozostaje w pacy
wśród ,,zadań na potem” czyż nie tak rodacy?

Po szkodzie

Ja w sprawie mej dziś niestrawności
spisuję wam to oświadczenie
Po trochu bo sprawa mnie złości
a ciut na usprawiedliwienie.

Gdy Święta za pasem już w domu
Wkrąg mówię o postanowieniu
że zwieść się dziś nie dam nikomu
i umiar zachowam w jedzeniu.

Świątecznie ma być, ale skromnie
Jak Rejtan zasłaniam lodówkę
jeść będę z umiarem, przytomnie!
Choć ten i ów pukał się w główkę.

Śniadanie - kiełbaska i jajeczko
Nic więcej nie zjadłem kochani
A później był spacer nad rzeczką
by wygrać móc bój z kaloriami.

Lecz później tak mówi mi żona:
Dziś będzie wystawna kolacja
i cała rodzina sproszona !
Przepadłem - co racja, to racja

Już Rejtan ze wstydu się schował
Prysł układ jak bańka mydlana
Bo kto by tu umiar zachował
(Przy takich delicjach prze pana? )

Mazurek i babkę zdobyłem
jak ziemię się nową zdobywa
i morzem to kawy zapiłem
a ,,konkret" zza góry już wzywał.

Bo szwagrów mam dwóch - wielkie chłopy
i mają wędzarnie a jakże
I czuję że będą kłopoty
bo: ,,spróbuj szyneczki tej szwagrze"

Tak sędzią zostałem wędzonek
i boczków i szynek pachnących
I nim się zakończył ten dzionek
To umiar się coś mi wyłączył


,,No spróbuj tej jeszcze szyneczki"
tak szwagier mi mruczy do ucha
z wysiłku aż trzeszczą szeleczki
i brzuch mnie już wcale nie słucha

Wiec żegnaj mi ,,kaloryferze"
com cię do dziś niby chował
I witaj ogromny ,,bojlerze"
którego mi los wyhodował.

Stop. Poszła do domu rodzina
Ująłem w swe dłonie brzuszysko
I nocna nastała godzina
A nocą odbija się wszystko

I zgaga mnie pali okrutnie
jak smoka z dawnego koszmaru
Więc niech mi jak smoku ktoś utnie
łeb durny co nie zna umiaru

I sny mi się śniły głupawe
I brzuch mnie wciąż bolał niestety
Więc myślę obżarstwo odstawię
Od dzisiaj znów wracam do diety

Kamień

Kamień.

Kamień to poważna sprawa.
Nawet mały grzechoczący w bucie.
Nie pozawala iść obojętnie.
Gryzie
Rani.
Myśl o kamieniu bywa niemiła.
Jeśli kamień stoi na twojej drodze.
Kiedy jest ciężarem ponad twoje siły.

Myśl o kamieniu
bywa frustrująca w szczególności
gdy jest on sprowadzony do roli nagrobnej płyty
( pamiętasz ten strach w nocy ? pamiętasz?! )
i niezależnie co z niego wykujesz
zawsze pozostanie
tylko bryłą przygniatającą
to co zostało z twoich ideałów

Wszystkie groby są pełne
tego co pozostało po ludziach
Te puste, zapełnią się wkrótce
( pamiętasz ten lęk niespodziewany ? pamiętasz?! )
Kamienie niosą sentencje
marzeń, światopoglądów, kultów, ludzkich wyobrażeń


Choć jeden grób
zostanie pusty
na zawsze
kamień został usunięty
Nieodwracalne, już takie nie jest.
Nie ma śmierci.

I niezależnie od tego co zostanie napisane
I niezależnie od tego co zostanie wypowiedziane
I niezależnie od tego jak bardzo zostanie wyśmiane
I niezależnie od tego jak bardzo będzie zapomniane.

To nie zmieni faktu że grób Jezusa jest pusty.
Faktu że nie ma śmierci.
Faktu że Jezus zmartwychwstał.

Dla jednych - skała w której wykuwają swoje życie, swoją wieczność.
Dla drugich - kamyk w bucie, którego nie można, nie da się wyjąć.

Pomyśl o tym, kiedy znowu przyjdzie strach.
(znasz go, prawda? )

Turbulencja

Jak pewnie dobrze wiecie
włóczę się po świecie
Autem, pociągiem lub nożnie
Lecz z samolotem ... ostrożnie!
Ja wprost latania nie znoszę
A czemu? posłuchać proszę:

Wyruszyć miałem daleko
Do miasta za morzem i rzeką
Wiec mówią mi - polecimy
Bo zdążyć potrzeba - zdążymy

Lotnisko
już blisko
Gdzieś rośnie przeczucie
że trzeba wiać szybko , że trzeba stąd uciec
Najdalej
ale
złapali
przytrzymali
argumentacją w łeb nie tłukli
zdrajcy okrutni

Wsadzili mnie do samolotu
Spytali: Gotów? Nie byłem gotów...!!!

(Be)szczelnie drzwi się zamknęły
silniki, kaszlnęły, ryknęły
siedziałem przy silniku
też byłem bliski ryku

a później bez powodu
bestia rusza do przodu
A ja w środku w tej rurze
mam lecieć w świat! Ku górze!

Wtem bardzo miłe panie
szkolą mnie co się stanie
( i robią to dokładnie )
kiedy to bydle spadnie

A później był start z wielką gracją
i do widzenia kolacjo!
Tam domków malutkie światełka
Tu myśl by mieć chociaż skrzydełka
Choćby tyciusie
malusie
lecz własne
a nie metalowe do ... jasnej!
I serce w żołądku
nic nie jest w porządku
I lecę i lecę - rok minął
choć kwadrans dopiero upłynął
a po kwadransach zbyt wielu
byliśmy wreszcie u celu
wysiadłem szczęśliwy a potem
MYŚL STRASZNA O TEM...
... że lecieć też trzeba z powrotem

Sowa

Rzekła raz sowa: zmieniłam zdanie.
Znudziło już mnie nocne latanie!
Od dzisiaj rankiem, gdy świeci słonko
z innymi będą latać nad łąką.
Więc w nocy spała, rzecz niesłychana
ale przespała całą! Do rana!

A rano słonce świeci złociście
Mak się czerwieni, zielenią liście

Spogląda sowa na ten świat cudny
I w krzyk! Nieładny ! Brzydki i nudny!
A gdzie jest księżyc i nietoperze?
Zniknęły gwiazdy? W to nie uwierzę!

Lepiej już zasnąć . Zbudzić się nocą .
Po ciemku latać? Teraz? A po co !

Po wizycie w Lincoln

1.
Jakaż ta historia jest skomplikowana.
Czas zmienia kolory.
Białe staje się czarne a czarne płowieje, bielejąc drwiąco.
Podobno Robin z Locksley wcale nie był tak szlachetny.
Przynajmniej bogaci nie mieli o nim zbyt dobrego zdania
No i było wtedy więcej lasów...
2.
Śnieg niespodziewany
poradził sobie
zakomponował się pięknie bajkowo
wśród uliczek Lincoln.
Ku radości dzieci
irytacji rodziców
i bezgranicznego zdziwienia ,,najstarszych górali"
4.
Katedra?
Są rzeczy
wspaniałe,
których nie da się opisać
Dlatego postuluję o wprowadzenie litery wyrażającej milczenie.
5.
Choć niepoprawność złośliwa moja... ech!,,ciemnogrodzka" zupełnie jest ona!
I szturcha mnie w bok!
I pyta złośliwie ( kiedy gapię się w zachwycie) :
Dziwisz się ?
Zachwycasz ?
A jak myślisz jak toto będzie wyglądało z czterema minaretami po bokach?
6.
Stare psalmy, herbata, kwiaty.
Rodzina
Modlitwa
i tu czuję się przez chwilę tak jakbym nigdzie nie wyjechał
Nie ma śniegu, nie ma zimna, nie tęsknię.
Przez chwilę
7.
Słuchajcie !
A jeden człowiek WJECHAŁ W BRAMĘ Z CZASÓW RZYMSKICH ! I JĄ ZNISZCZYŁ !!
I został skazany
na zostanie turystyczną atrakcją
wmurowali go
Normalnie go WPAMIĘCIOWALI
w tę bramę.
8.
I jeszcze słówko z dzisiaj:
Święty Patryk
Nie pijał zielonego piwa
Za to na pewno
jego habit był
ciągle zielony na kolanach
......................................................
Lá ‘le Pádraig sona daoibh!!!

Wiosenna tęsknota

Tęsknię już za wiosną
usiądę na ławce
przyjrzę się pierwiosnkom
zawilcom i trawce.
Siądę przed cukiernią
przy kawie i ciastku
i pospaceruję
po pobliskim lasku.
Ktoś się znów zakocha
wiosennym uczuciem.
(Wiosną serce szlocha
trudno przed tym uciec)
Śpiewać będą ptaki
zielenić się liście
i świat będzie taki
piękny oczywiście.
A żona w sukience
tej co lubię - w kwiatki.
zanurzy znów ręce
pomiędzy rabatki.
Z dziećmi zacznę jadać.
obiad na tarasie:
kurczak, lemoniada !
Przyjdź wiosenny czasie!
Truskawek wprost z krzaka
objem się po uszy...
Skąd tęsknota taka?
Bo tu znowu pruszy.

Kryzysowa Ballada

Kryzys okropne stroi miny
pokazał straszne swe zębiska
i z tej to właśnie dziś przyczyny
zewsząd straszonko świat nam wciska.
Włosy rwą z głowy ekonomy
W telewizyjnych swych debatach
Dobrobyt cały jest stracony
A wyjście z tego, to są lata!
Radio i prasa i telewizja
jak wróżki kładą horoskopy:
Biedy i nędzy straszna wizja!
Dawno nie było takiej wtopy.
Nic tylko się człowieku strachaj
Bo kryzys połknie cię jak szprotkę
Nic tylko więcej w pracy machaj
Skończyło się lenistwo słodkie!
I tylko musisz cicho siedzieć
Bo jak się w pracy nie podoba
To musisz biedny człeku wiedzieć
Zaraz wywalą cię na dzioba.
Więc bać się musisz, bać srodze
bo ,,święta wola" mediów taka
Jak niedźwiedź tańcz na jednej nodze
A w takt ci będą głośno krakać...
A ja tak siedzę patrzę w koło
i widzę że się świat nie wali
to prawda nie jest za wesoło
lecz gorsze rzeczy ,,śmy" przetrwali
Był tylko ocet, w sklepach pustki
i wielki z wszystkim zawrót głowy
i wszechobecny swąd kapustki
Dziś kryzys jest wręcz luksusowy
Kto stał w kolejce godzin dziesięć
by papier kupić co do... pupy
Temu nie straszne w życia jesień
skromniejsze z dnia na dzień zakupy.
Więc taka myśl na dziś rodacy:
Przetrwamy czasy nieciekawe
bo co jak co lecz my Polacy
w kryzysach mamy wielką wprawę.
Czterdzieści lat to niezła szkoła
Mistrzostwo Świata z ,,Se - radzenia"
Więc świat gdy rady dać nie zdoła
Zapraszam do nas na szkolenia

Za moich czasów

wtorek, 16 grudnia 2008 9:38
Dni temu kilka miałem urodziny
a że to czterdziestka z takiej to przyczyny
mogę już dołączyć do tych ananasów
co wciąż powtarzają ,,że za moich czasów..."
A wiec za tych czasów wszystko było inne:
No pewnie że lepsze, ładniejsze, niewinne !
Teraz to jest koszmar! Wtedy było cudnie
( Nawet o północy bywało południe )!
Cóż że wtedy kryzys, kolejki i bieda
Lat miałem dwadzieścia - nic więcej nie trzeba
Chichotały do mnie panienki milusie
Dziś ... mi ustępują miejsca w autobusie.
A poza tym przebiec mogłem bez zadyszki
kilometrów z kilka, nie bolały kiszki
po sutym i mocno smażonym obiadku
Nikt do mnie nie mówił - przesuń no się dziadku.
I tak mógłbym dalej słuchaczu kochany
Narzekać do woli, w szafie schować glany
( buty takie wielkie które zawsze noszę )
Lecz ja mówię dosyć! O uwagę proszę!
,,Bo za moich czasów" - tak więcej nie będzie!
Dziś są moje czasy! I tutaj i wszędzie!
Cóż z tego że kiszki , z jarzynek kolacja
Mogę jeszcze wiele. Co racja to racja .
Co z tego że spece wciąż trąbią wokoło
Że tylko być młodym jest super wesoło !
A młodość dla ludu wciąż krótsza się staje
I kurą już zwą to co jest jeszcze jajem ...

Dziś są moje czasy! Gdy będę dziadziuniem
Też wciąż będą moje, inaczej nie umiem.
Nie to żebym zaczął udawać dzieciaka
No nie moi drodzy, to nie sprawa taka
Lecz niech mi do ucha nikt nie mówi skrycie
że wszystko już za mną, że przeżyłem życie.
Że kapcie przede mną, że stabilizacja
Że TV i fotel, największa atrakcja!
Tak można kochani na własne życzenie.
Lecz to jakby żywym zakopać się w ziemię.

Więc kończę ten wierszyk - nie marnujmy czasu
I wszystkich zapraszam w góry i do lasu
Na narty, na rower, na piesze wycieczki!
To są NASZE CZASY ruszmy więc zadeczki!

Gdy rozum śpi

Tej nocy nie mogłem zasnąć. Była jedną z wielu tych, w których mrok nie jest przyjazny. W ciemności próbowałem zrozumieć obce przez chwilę zarysy szaf, krzeseł i kwiatów. Czasami gdy noc jest przytulnie bezpieczna mogę nawet błądzić po lesie. Mogę wędrować czekając na poranne mgły. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj ktoś inny zasnął zbyt mocno i nieopatrznie wypuścił demony. Jak u Goy. Ktoś zasnął, ale nie snem tylko rozumem, krzycząc na świat, planując wybudować swoja własna basztę egoizmu. Nie dał mi odetchnąć. Musiałem znowu walczyć o jasność swojego dobicia w lustrze.

Zimowy

Zasypało nas dzisiaj śnieżnie . Puchowo zrobiło się, cicho. Wyłączyłem radio i telewizor. Cisza. Zaskrzypiało na mrozie krokami przechodnia. I znów cicho. Każdy płatek śniegu inny a jednak podobny. Aż nie chce się oddychać żeby nie popsuć bieli. Mały jesienny co dopiero kot, miauczy przestraszony pod pobliskim świerkiem. W parze z gorącego kubka herbaty wirują myśli dziękczynne do Nieba, że ma się własny kąt. Słońce umyka za wcześnie. Za zimno mu tutaj. A może ten mróz i śnieg tak już na zawsze, na tysiąc lat ? Gazeta w 3006 poda wiadomość sensacyjną, niebywałą o odkryciu w wiecznej zmarzlinie: Tomka Kruczka, kubka i kota? Chyba jednak nie...W zeszłym tygodniu zabrałem z leśnej wyprawy gałązkę - sierotę. Dzisiaj odwdzięczyła mi się zielonym liściem. W samym środku zimy.

Spacerek

Wybrałem się na spacer z psem
Do parku, tam gdzie rzeczka
I muszę przyznać że już wiem:
niezwykła to wycieczka.

Wpierw mały jakiś, chudy człek
o twarzy purpurowej
przyplątał się i do mnie rzekł
Bym wypił z nim na zdrowie

Zawiodłem gościa srodze gdyż
odparłem z rabat kwiatów,
że wolę lampkę wina niż
jak on - denaturatu.

Poszedłem dalej pośród róż,
(a on coś za mną krzyczał)
bez odpowiedzi ale cóż
to końca żem nie zdziczał.

Nagle jak tajfun koło mnie
przemknęli rowerzyści
ze śmiechu prawie rycząc że
podnoszę się z wśród liści

Gdym dawno temu jeszcze żył,
(pamiętam tamte dzionki)
to wśród rowerów zwyczaj był
posiadać także dzwonki.

Mój pies to towarzyski szkrab
i chce mieć przyjaciela
Lecz z trudem wyrwał się z pod łap
bez smyczy rottweilera

Za psem już biegnie jego pan
coś bardzo doń podobny
i mówi mi ze szczęście mam
Że jego pies nie głodny.

Na ławce chciałem przysiąść gdzie
siedziała młoda para
i, Ona, zagadnęła mnie
Te! Dziadek!...hmm... tralalala...

Więc gdym do domu wrócił i
Nerwosol miałem z głowy
zacząłem pisać taki list
sportowo - urzędowy

W tym liście co wysyłam do
ministra wszelkich sportów
wzywam i proszę grzecznie go
by zwołał wiec resortu.

A na tej radzie, bardzo chcę
i będę w tym nachalny!
Wpisać spacery moje z psem
do sportów ekstremalnych!

Zasypianka

Owieczki Bajeczki
Gdy zaśniesz córeczko
Będą paść się w słonku
Na łące nad rzeczką.

Pies kudłaty w łaty
swój ogon pogoni
Lecz gdy kość mu rzucisz
to zapomni o nim

Mruczankę warczankę
bury kot zamruczy
swoje małe dzieci
mleko pić nauczy

Owieczki Bajeczki
Kiedy wstaniesz rano
Spać się szybko kładą
By wstać na dobranoc.

Gwiazdka w listopadzie

Jeszcze nie zgasły lampki i znicze
Jeszcze nie spadły złote liście
A w sklepach słynnych (nazwę zmilczę)
Gwiazdka! Wigilia! Oczywiście...
Już krasnal ze dwa metry wzrostu
Co stara wgryźć się za Biskupa
Namawia wszystkich prosto z mostu:
Nie zapomnijcie o zakupach!
Już do portfela sięga u mnie
Kokosozbijów cała zgraja
Z gwiazdkowym szoł nadciąga tłumnie
Dość moi drodzy! To są jaja!
Już bombki, drzewka cud z Tajwanu
Już ostrokrzewu sztuczne liście
Lecz ja tu mówię dziś do Panów
Dosyć, normalnie przegięliście!
Ja lubię Święta i choinkę
Prezenty lubię (co tu gadać)
Lecz opanujcie się choć krzynkę
Toć to początek listopada.
Jakby wam mało jeszcze było
promocji, ofert, hiper ceny
Wmawiania że się tak nie żyło
jak z tą nowością żyć będziemy?
...
Prezesi no i właściciele
gigantów Mega! Kto pamięta?
A kto zapomniał przyjaciele
Po co w ogóle są te Święta?

Placek i Wiśnie

Dawno temu w pewnym mieście
utonęły wiśnie w cieście.
Najprawdziwsza to opowieść
co czym prędzej mógłbym dowieść
Lecz że czasu mam niewiele
Posłuchajcie przyjaciele...
Pewna wiśnia z drzewa bryka
I wprost wpada do koszyka.
Na kuchenny stół ją wnoszą
I na kąpiel w wodzie proszą.
Wiśnia I sto koleżanek
zapełniają szklany dzbanek.
Poprzez szklane ściany dzbanka
patrzą jak kucharka z ranka,
Zręcznie ciasto w dłoniach gniecie
najwspanialsze ciasto w świecie.
Patrzy wiśnia prosto z dzbanka
Zerka każda koleżanka
Jakiż piękny to kawaler
a jak rośnie w dumie, w chwale
Ciasto pięknie się rumieni
Wiśnia peszy się, czerwieni.
Rzecze ciastko - ma wisienko
ma słodziutka, ma panienko.
Zejdź tu do mnie na momencik
jeśli masz na spacer chęci.
Mówi wiśnia koleżankom
choć czerwone mam ubranko
skaczę na dół bo tak myślę
że on bardzo kocha wiśnie.
Zaraz, zaraz moja miła
może byś tak nie skoczyła.
Nie do ciebie ciasto mruga
krzyczy gniewnie wiśnia druga.
Na mnie patrzy - trzecia woła
I już słychać dookoła
obrażonych setkę głosów
uspokoić ich nie sposób,
Tak się wiśnie pokłóciły
że aż dzbanek wywróciły
Po czym czyniąc zgiełk potworny
Wpadły w ciasto - wprost do formy.
A kucharka myśli sobie
Chciałam babkę, placek zrobię.

O mnie

Warto z początku o sobie kilka
słów tu napisać, bo to wypada.
taka wynurzeń króciutka chwilka
co nie zanudzi, co nie zagada.

Nie jestem duży nie jestem mały
Lat już doszedłem średniowiecznych
Trochę niepewny, trochę nieśmiały
i staroświecko niebezpieczny.

Lubię poziomki, bajki i Bacha.
Ekscentryk - mówią o mnie znajomi
Jeżdżę po świecie, chodzę po dachach
bo mnie ciekawość o wszystko goni

A później o tym piszę wierszyki.
Jak jajecznicę świat z rymem mieszam
w przyprawach z głupot lub z polityki
I takim daniem sam się pocieszam.

Więc jeśliś spazmach jest niestrawności
Tego co dzieje wokół Ciebie
Gorąco, pięknie i ...wszystkich! W gości!
Kruczek zaprasza dziś do siebie